ZBIGNIEW PARAFIANOWICZ: Jak zamierza pan przekonać głównych oponentów uznawania w skali światowej Wielkiego Głodu za ludobójstwo - Rosjan - do swoich racji? Jaka jest pana strategia wobec Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa?
WIKTOR JUSZCZENKO: Ludobójstwo to masowy mord z powodu przynależności narodowej, etnicznej, religijnej czy rasowej. Wielki Głód odpowiada w pełni definicji ludobójstwa. To była celowa polityka masowego mordu dokonywanego na całym narodzie. Jestem pewien, że nikt nie będzie udowadniał, że głód był spowodowany warunkami przyrodniczymi. Głód był sztuczny. Tak samo oczywiste są jego polityczne podstawy.
Prezydent Dmitrij Miedwiediew nie zgodził się na udział w uroczystościach upamiętniających ofiary Wielkiego Głodu? Czy widzi pan jakąkolwiek szansę na współpracę z Rosjanami w uporządkowaniu przeszłości? Jeśli tak, to na jakich warunkach?
Nie mam wielkiej ochoty, by komentować list rosyjskiego prezydenta. Chciałbym tylko powiedzieć, że to nieadekwatna postawa do tragedii, która wydarzyła się na Ukrainie. Nie było na Ukrainie rodziny, która w czasie Wielkiego Głodu nie straciła ojca, matki, dzieci. Mówimy o jednej z największych katastrof humanitarnych na świecie. I niezależnie od przynależności narodowej i politycznej ludzkość musi zrozumieć istotę i sedno tej tragedii. Głód był wyreżyserowanym morderstwem 10 mln ludzi.
Dlaczego wydarzyła się akurat na Ukrainie? Wierzymy, że to była jedna z odsłon naszej walki o niepodległość. O naszą kulturę, tradycję i tożsamość, naszą niezależności. Chłopstwo było najbardziej niezależną częścią ukraińskiego społeczeństwa. Mieli ziemię, bydło. Wielki Głód nazywamy ludobójstwem, ponieważ był to masowy mord ludzi, którzy reprezentowali naród ukraiński.
Zyskanie uznania ONZ, UNESCO i wielu innych organizacji, w tym również Unii Europejskiej - jest dla nas bardzo ważne. Czternaście parlamentów z całego świata uznało Wielki Głód za akt ludobójstwa. Miliony ludzi na całym świecie otrzymują coraz więcej informacji na ten temat. Mamy coraz więcej sojuszników w tej sprawie. Nie winimy za Wielki Głód narodu rosyjskiego, nie winimy Federacji Rosyjskiej. Winimy tylko reżim komunistyczny.
Mówił pan o 10 mln zmarłych z powodu głodu. Badacze wspominają teraz o liczbie ofiar rzędu 3,5 - 4 mln. Skąd pochodzą dane, które pan zaprezentował? Skąd takie różnice?
Oczywiście tragedia głodu nie dotyczyła tylko naszego narodu. Dotyczyła też Rosjan, Kazachów. Jednak wydarzenia poza Ukrainą odbyły się w innej skali. Były złożone z innych aspektów. Jest wiele dowodów, które potwierdzą, że głód na Ukrainie został wywołany po to, by zabić narodowe dążenia, tożsamość i wolę niepodległości w narodzie. Ludziom zabierano zboże, a kierowano je do najbliższej gorzelni, by produkować alkohol. Głód był wyreżyserowany. Był akcją komunistycznego reżimu. Stąd ukraińska inicjatywa w ONZ. Listy, jak ten wysłany przez Miedwiediewa, niszczą część milionów zmarłych z głodu.
Część z tego, o czym pan mówił, jest wciąż obiektem dyskusji historycznej. Powtarza pan o ludobójstwie, wciąż nie wiadomo jednak, jak zaklasyfikować wydarzenia na Ukrainie w latach 30. Może były to stalinowskie czystki klasowe? Co z wolnością dyskusji historycznej, kiedy głowa państwa wyraża tak jasne stanowisko?
Po pierwsze, termin ludobójstwo został określony przez ukraińskie prawo. Po drugie, międzynarodowa społeczność przeszła bardzo trudną drogę, by właściwie ocenić ten problem. By go właściwie sklasyfikować. Moja misja to nie wmawianie komuś i narzucanie jakiegoś podejścia jako najwłaściwszego. Mogę opowiedzieć historię mojej rodziny.
Kiedy byłem dzieckiem, zawsze trzymaliśmy w domu 3 - 4 wielkie worki suchego chleba. Moje dzieciństwo przypada na lata 60. Chodziłem do lokalnego sklepu, by stać po 8 godzin w kolejce. Niezależnie, czy w deszczu, czy w śniegu. Nie rozumiałem, dlaczego trzymaliśmy zawsze te 3 - 4 worki suchego chleba. Gdy pytałem o to moją babcię, odpowiadała: nie musisz o tym wiedzieć. Każdego razu, gdy kończyliśmy posiłek, babcia zbierała okruszki chleba ze stołu i jadła je. Często wypasaliśmy krowy na małych pagórkach porośniętych trawą. Zapytałem babci: co to za pagórki? Odpowiedziała: nie musisz wiedzieć.
Każdego dnia w latach 1932 - 1933 przez moją wieś - Horużiwkę - jechał konny wóz, który zabierał trupy z ulicy, sprzed domów. Od jesieni 1932 codziennie jeździły już dwa wózki. Jak mówiły mi mama i babcia, było tak wielu umierających, że pojedynczy wóz nie dawał rady zabrać wszystkich. Moja babcia zakazała matce chodzić ulicą, którą transportowano zwłoki. Grasowali tam ludzie, którzy chwytali dzieci, by je później jeść. Mama opowiadała mi, że po drodze do szkoły, za wsią był staw i trzeba było przejść przez most. Jednego dnia szła do szkoły. Obok wzgórza leżał chłopczyk, który dogorywał. Cały był spuchnięty. Kiedy wracała ze szkoły, już nie żył.
Jak by pan nazwał wydarzenia związane z głodem, które wydarzyły się poza Ukrainą? To nie była tragedia?
Trzy lata temu zgłosiłem ideę wspólnego z Rosjanami uczczenia wszystkich ofiar Wielkiego Głodu. Miałem przekonanie, że spotkałem się ze zrozumieniem. Potem nagle sytuacja się zmieniła. Od tego czasu nasze relacje się pogorszyły. Nic nie mogę więcej do tego dodać.
Czy nie uważa pan, że gniewna reakcja Dmitrija Miedwiediewa na próbę podnoszenia kwestii ludobójstwa na Ukrainie świadczy o tym, że wasz sąsiad ciągle uważa Ukrainę za podległe sobie terytorium?
Mam takie wrażenie.